Rozdział I
Niebieska mgiełka, niepokój w stalowych tęczówkach i ostatnie usłyszane słowa:
-Obliviate
-Obliviate
Wrzask kobiety rozniósł się po całym korytarzu, budząc wizytorów starego, mugolskiego hotelu. Na twarzy kilku z nich zrodził się niepokój, ale nikt nie opuścił łóżka. Po kilku minutach ciszy prawie wszyscy na nowo popadli w trans nieświadomości, zagłębiając się we własne sprawy. Spokój, niczym mgiełka, przeniknął przez ściany hotelowe, usypiając znaczną część obudzonych. To byli zwykli ludzie i nie ich sprawą była czyjaś tragedia.
W jednym z pokoi ktoś próbował uspokoić przyśpieszony oddech. To ta kobieta, która krzyknęła. Nic się nie stało, to był tylko sen. Żadna tragedia. Tylko ten sen... Znów niezrozumiały. Cały czas taki sam, cały czas dziwny. Kim on jest? Ten mężczyzna. Zawsze znajomy, ale zawsze nierozpoznany. ,,Koniec! Hermiono, przestań o tym myśleć, przestań. ", skarciła się w duchu. Wstała i podeszła do lustra. Kim jest? Żyje, ale cały czas odnosi wrażenie, jakby dopiero rok temu obudziła się ze snu. Diagnoza była prosta i krótka: amnezja. Wstrząs powypadkowy i utrata pamięci. Kiedy obudziła się w łóżku szpitalnym, nie wiedziała nawet, jak się nazywa. Lekarze powiedzieli tylko, że przywiózł ją tu pewien mężczyzna. Poza nim nikt się nie zjawił. Wiele razy zastanawiała się, czy zawsze była sama. Dlaczego nikt jej nie szukał i nie zabrał do domu? Czy nie miała rodziny? Ponad rok była w szpitalu. Wiele osób dwoiło się i troiło, aby coś sobie przypomniała. Rzeczywiście, kilka obrazów co jakiś czas latało po jej głowie, ale za każdym razem, gdy opowiadała o nich swojej lekarce, słyszała tylko ciche westchnienie i szepty, że to niemożliwe. Fakt, były to obrazy nieprawdopodobne. Zamek, pies i kobieta z tiarą na głowie. Może była aktorką? Nie, na pewno nie, już szumiałoby, że zaginęła. Może po prostu zwykłą prawniczką, a to co widziała, to coroczne przebrania halloweenowe? Nie miała zielonego pojęcia, jedyne co wiedziała, to to, że teraz nie ma się gdzie podziać. Kilka groszy od opieki społecznej nie wystarczy jej na wynajęcie mieszkania ani nawet pokoju. Usiadła z powrotem na łóżku i schowała twarz w dłoniach.
- Co ja zrobię? - wydała z siebie żałosny pomruk.
W jednym z pokoi ktoś próbował uspokoić przyśpieszony oddech. To ta kobieta, która krzyknęła. Nic się nie stało, to był tylko sen. Żadna tragedia. Tylko ten sen... Znów niezrozumiały. Cały czas taki sam, cały czas dziwny. Kim on jest? Ten mężczyzna. Zawsze znajomy, ale zawsze nierozpoznany. ,,Koniec! Hermiono, przestań o tym myśleć, przestań. ", skarciła się w duchu. Wstała i podeszła do lustra. Kim jest? Żyje, ale cały czas odnosi wrażenie, jakby dopiero rok temu obudziła się ze snu. Diagnoza była prosta i krótka: amnezja. Wstrząs powypadkowy i utrata pamięci. Kiedy obudziła się w łóżku szpitalnym, nie wiedziała nawet, jak się nazywa. Lekarze powiedzieli tylko, że przywiózł ją tu pewien mężczyzna. Poza nim nikt się nie zjawił. Wiele razy zastanawiała się, czy zawsze była sama. Dlaczego nikt jej nie szukał i nie zabrał do domu? Czy nie miała rodziny? Ponad rok była w szpitalu. Wiele osób dwoiło się i troiło, aby coś sobie przypomniała. Rzeczywiście, kilka obrazów co jakiś czas latało po jej głowie, ale za każdym razem, gdy opowiadała o nich swojej lekarce, słyszała tylko ciche westchnienie i szepty, że to niemożliwe. Fakt, były to obrazy nieprawdopodobne. Zamek, pies i kobieta z tiarą na głowie. Może była aktorką? Nie, na pewno nie, już szumiałoby, że zaginęła. Może po prostu zwykłą prawniczką, a to co widziała, to coroczne przebrania halloweenowe? Nie miała zielonego pojęcia, jedyne co wiedziała, to to, że teraz nie ma się gdzie podziać. Kilka groszy od opieki społecznej nie wystarczy jej na wynajęcie mieszkania ani nawet pokoju. Usiadła z powrotem na łóżku i schowała twarz w dłoniach.
- Co ja zrobię? - wydała z siebie żałosny pomruk.
***
- Malfoy, wiesz doskonale, że nie chcemy tego przedłużać. - Spokojny głos Georga Weasley'a rozniósł się po małym pomieszczeniu. - Po prostu powiedz nam, co z nią zrobiłeś.
Blondyn podniósł wzrok i uśmiechnął się szaleńczo, po czym spokojnie pokręcił głową. Wiedział, że takim sposobem nigdy nie opuści tego miejsca, ale na co była mu wolność? Jego opinia społeczna była tragiczna, co na zawsze go naznaczało. Był śmierciożercą. Żadnej pracy nie znajdzie, ludzie będą wytykali go palcami, a on sam nigdy nie będzie już normalnym człowiekiem. Jedynym powodem dla którego przeniesiono go z Azkabanu, było to, że zanim go złapali, miał ciekawą konfrontację ze Złotą Trójcą.
Spotkał ich po tym, jak rozniosło się, że Czarny Pan nie żyje. Był wściekły, ale nie chciał ich zabijać. Wiedział co najmocniej ugodzi Wybrańca, a przy okazji też Weasley'a. Niezauważony, rzucił na mężczyzn zaklęcie oszałamiające, a na Granger zaklęcie zapomnienia. Dziewczyna zemdlała, a on wyczarował jej na głowie sporych rozmiarów ranę i przeniósł do mugolskiego szpitala na drugim końcu Wielkiej Brytanii, wymyślając po drodze historyjkę o nieszczęśliwym wypadku. Oddał ją tam pod opiekę lekarzy a sam zniknął licząc na to, że może nikt nie będzie go szukał. Jak bardzo się mylił. Pewnej nocy w obskurnym hotelu, obudził go trzask. Do jego pokoju teleportowali się dwaj bracia Weasley'owie, George i Ron. Zanim zdążył zareagować, zrobiło mu się ciemno przed oczami. Kiedy się obudził, nad jego łóżkiem siedzieli profesor McGonagal i Potter. Po mężczyźnie widać było, że płakał. Próbowali wyciągnąć od niego, gdzie jest Hermiona.
Służba u Voldemorta dała mu jednak nad nimi pewną przewagę - odporność na eliksir prawdy. Odkąd tu jest, codziennie odwiedzają go znane mu osoby, nie dają za wygraną, Granger jest dla nich bardzo ważna.
- Przestań się opierać! - warknął Izaak, jeden z aurorów zajmujących się jego sprawą - naprawdę nie chcesz opuścić tego miejsca?
- Nie krzycz - przypomniał mu George, choć widać było, że sam jest bardzo zmęczony, wiele czasu poświęcał sprawie Hermiony. Miał podkrążone oczy i był bardzo blady, kilka ostatnich dni, spędził pijąc praktycznie samą kawę. Poświęcał temu tyle czasu, ponieważ miał u dziewczyny poważny dług, dług życia.
- Draco, powiedz chociaż, że jest bezpieczna, że ma co jeść i jest jej ciepło.
- Draco, powiedz chociaż, że jest bezpieczna, że ma co jeść i jest jej ciepło.
Syn Lucjusza popatrzył na rudego z politowaniem i wzruszył ramionami. George westchnął. Chwilę potem zza drzwi wynurzyła się poczochrana, ruda głowa.
- George, chodź - mruknął Ron - daj mu już spokój.
Brat Rona posłusznie opuścił pokój, posyłając Draconowi żałosne spojrzenie. Malfoy, skierował wzrok na swojego rówieśnika i zobaczył w jego oczach coś dziwnego. Coś czego nie widział w oczach ludzi, którzy tu przychodzili. Zobaczył w nich współczucie. Może mu się zdaje? Przypatrzył się dokładnie, to na pewno jest współczucie... Tylko jak? Jak on może mu współczuć? Przez całe życie go poniżał, nigdy nie spojrzał na niego jak na człowieka równego sobie, a on mu teraz współczuje. Poczuł się nagle wyjątkowo parszywie. On nie zasługuję na współczucie Weasley'a. Odebrał mu ukochaną osobę i dotąd myślał, że go nienawidzi. ,,Cholera'', pomyślał, ,,Kim trzeba być, żeby mi współczuć?". Przez tę krótką chwilę był skłonny zdradzić im gdzie jest Granger, ale nagle uświadomił sobie, że tak naprawdę nie ma zielonego pojęcia. Zostawił ją w tym szpitalu, ale czy cały czas tam jest? Nie. Sam odpowiedział sobie na to pytanie. Nagle się zreflektował i uświadomił sobie, że zniknięcie Granger jest mu potrzebne. Po jej znalezieniu, pierwsze o czym będą myśleć to wsadzenie go do Azkabanu. Izaak mówił coś o opuszczeniu tej klitki, ale Dracon niespecjalnie mu uwierzył. Zdecydowanie wolał to miejsce od więzienia czarodziejów. ,,Tchórz", usłyszał złośliwy głosik w głowie. Racja, jest tchórzem, ale tchórzy słusznie. Z takimi przemyśleniami zasiadł do maleńkiego stoliczka obiadowego, który przed chwilą zmaterializował się w jego pokoju.
- Ciekawe co tym razem.. - mruknął, przyglądając się posiłkowi - Veritaserum czy Verumpotum*?
- Ciekawe co tym razem.. - mruknął, przyglądając się posiłkowi - Veritaserum czy Verumpotum*?
***
- Ernie, to nie jest poniżej twojej godności zatrzymać się w mugolskim hotelu - nalegał jeden z dwóch czarodziejów idących po mało ruchliwej szosie - jestem strasznie zmęczony.
- Przypomnij mi... - rzekł drugi chłopak, udawając głębokie zamyślenie - czyj to był pomysł, żeby kąpać się w tym przeklętym jeziorze? Twój. Czemu tu jesteśmy? Przez ciebie. Wiesz czym będzie pierwsza rzecz, którą zrobię po powrocie? Po prostu... - tu przerwał, bo towarzysz podróży zaczął się śmiać - Idiota.
Kiedy wesołek się uspokoił, spojrzał na przyjaciela, który był wyraźnie zdenerwowany.
- Bardzo się gniewasz? - mruknął do kolegi, robiąc minę niewiniątka. Ernest spojrzawszy na niego, nie mógł powstrzymać uśmiechu i szturchnął go po przyjacielsku łokciem w bok. Justin, bo tak miał na imię drugi z pechowców, odpowiedział na atak, również szturchając kolegę łokciem. Zaczęli się przepychać zaśmiewając się głośno. Spłoszyli ptaki z pobliskich drzew, co jeszcze bardziej ich rozśmieszyło.
- Dobra, to jak z tym hotelem? - wysapał Justin - nie mamy za bardzo wyjścia, no chyba, że chcesz spać na sianie.
Macmillan zlustrował stary budynek. Było to coś na wzór starego, zapuszczonego dworku. W niektórych oknach paliło się jeszcze światło, w jednym z nich siedziała staruszka, która wpatrywała się w nich, święcie przekonana, że to włamywacze.
- Dobra, tylko ja... - tu na chwilę przerwał - wiesz jak to działa u mugoli?
- No raczej. - Justin wzruszył ramionami i skierował się w stronę drzwi hotelu.
Chcąc, nie chcąc, Ernie powlókł się za nim, dokładnie oglądając każdy skrawek otoczenia. Kiedy Finch-Fletchley pchnął drzwi, usłyszeli głośne skrzypienie i ich oczom ukazał się dość staroświecki hol z recepcją na końcu. Przy ladzie siedziała kobieta w średnim wieku, która gdy tylko ich zobaczyła, zgarnęła pod ladę jakieś saszetki i kilka papierów. Wstała nerwowo, wygładziła spódnicę i sztucznie się uśmiechnęła. W tym samym czasie, starsza pani, która wcześniej wyglądała przez okno, zeszła na dół i widząc dwóch mężczyzn w środku, nie wiedziała co powiedzieć.
Chcąc, nie chcąc, Ernie powlókł się za nim, dokładnie oglądając każdy skrawek otoczenia. Kiedy Finch-Fletchley pchnął drzwi, usłyszeli głośne skrzypienie i ich oczom ukazał się dość staroświecki hol z recepcją na końcu. Przy ladzie siedziała kobieta w średnim wieku, która gdy tylko ich zobaczyła, zgarnęła pod ladę jakieś saszetki i kilka papierów. Wstała nerwowo, wygładziła spódnicę i sztucznie się uśmiechnęła. W tym samym czasie, starsza pani, która wcześniej wyglądała przez okno, zeszła na dół i widząc dwóch mężczyzn w środku, nie wiedziała co powiedzieć.
- Eee, dobry wieczór - zaczął Ernest - my na jedną noc, ten.. Chcielibyśmy zostać...
W czasie, gdy jego przyjaciel usiłował załatwić im nocleg, Justin postanowił sobie pożartować. Pomachał do starszej kobiety i uśmiechnął się figlarnie. Staruszka, widząc poczynania młodego mężczyzny, omdlała i upadła z łoskotem na dywan, z którego, pod wpływem ciężaru, wyleciały kłębki kurzu. Upadek zwrócił uwagę recepcjonistki, która spojrzała w stronę lewego korytarza i momentalnie podbiegła do kobiety, aby ją ocucić.
- Panowie się nie przejmują, ona tak ma - recepcjonistka uśmiechnęła się przepraszająco - no już, Morgan, obudź się.
,,Panowie" za to kierowali się już na pierwsze piętro, gdzie czekał na nich pokój numer trzy.
-Co ty jej zrobiłeś? - szepnął oskarżycielsko Ernest, gdy wchodzili po schodach.
- Ja? Zupełnie nic... Ty mi lepiej powiedz, jak udało ci się załatwić nam sypialnię? - odparł Justin chcąc zmienić temat.
Ernie wskazał na lewą rękę, na której był wcześniej srebrny zegarek i mruknął:
- Odkupisz mi go.
Korytarz na pierwszym piętrze był równie staroświecki co hol. Przez całą długość ciągnął się czerwony dywan, ściany pokrywała tapeta w jakieś dziwne, złote znaki i co kilka metrów przywieszony był kinkiet dający oświetlenie.
- Dobra, szukaj trójki - mruknął Justin i razem z przyjacielem zaczęli wpatrywać się w numery drzwi, które widocznie ktoś pozamieniał, ponieważ w kilku miejscach zamiast liter w kolejności, pojawiały się inne, które skutecznie myliły gości. W końcu zauważyli trójkę, która była umieszczona na miejscu jedenastki. Justin nacisnął na klamkę, drzwi ustąpiły, weszli do środka. Był to jeden z nielicznych pokoi, w których paliło się światło, zresztą nie bez powodu. W środku, na łóżku, młoda kobieta przeglądała książkę, nie zauważając przybyłych.
- Ej, myślisz, że to jakaś atrakcja? - szepnął Justin do Ernesta.
- Nie wiem - odparł tamten i skierował wzrok na kobietę - Emm, proszę pani?
Dziewczyna spojrzała się na nich i pisnęła z przerażenia.
- Co wy tu robicie? - zapytała drżącym głosem.
- Mamy pokój z numerem trzy, a tak się składa, że to ten - powiedział Macmillan wszechwiedzącym tonem. Uśmiech rozjaśnił twarz dziewczyny. Chłopcy spojrzeli po sobie, ten uśmiech coś im mówił.
- Ah... No tak - odparła wyraźnie uspokojona dziewczyna, która nie zdawała się zauważyć zarozumiałego tonu głosu chłopaka - od kilku dni ktoś podmienia numery, jeśli się nie mylę, to trójka jest teraz dziewiątką.
- A... Tak, tak... - mruknął Ernie - dzięki, chodź Justin, idziemy.
Ale Justin stał zamurowany, patrząc na twarz dziewczyny.
- Coś nie tak? - zapytała się.
Chłopak jej nie odpowiedział, tylko szturchnął odwracającego się już kolegę.
- Co? - mruknął zniecierpliwiony Ernest.
- Spójrz... Czy to nie..
- Nie, niemożliwe...Granger? - dokończył za niego przyjaciel.
- Ta z Hogwartu? - oczy Justina były jak spodki - Zaginęła zaraz po drugiej bitwie o Hogwart.
- O czym wy mówicie? - zniecierpliwiła się ,,Granger".
- Hermiono, nie poznajesz nas?
Dziewczyna mrugnęła dwa razy, co jeszcze bardziej utwierdziło chłopców w przekonaniu, że to ich koleżanka ze szkoły.
Dziewczyna mrugnęła dwa razy, co jeszcze bardziej utwierdziło chłopców w przekonaniu, że to ich koleżanka ze szkoły.
- Wiecie kim jestem?
- A ty nie? - zapytał zdziwiony Justin i popatrzył się zdezorientowany na Macmillana.
- Nie, niestety...
Ku jej zdziwieniu Ernie wybuchnął gromkim śmiechem. Rozszerzyła oczy i skierowała wzrok na drugiego mężczyznę, on również nie rozumiał reakcji kolegi.
- Jesteśmy wszyscy niedorzecznie głupi - rzekł w końcu Ernest, ocierając łzy rozbawienia - Szukamy jej po całym świecie, a ona śpi w hotelu tuż przed naszym nosem.
- To nie czas na śmiech - powiedział Justin śmiertelnie poważnie. Jego kolega, słysząc to, zdziwił się tak, że gdyby nie ściana, na pewno leżałby już na podłodze. - No co? Chyba widzisz jej reakcję. Ktoś musiał ją trafić silnym obliviate. Musi szybko porozmawiać z kimś kogo dobrze zna, bo inaczej zaklęcie może stać się nieodwracalne.
- To nie czas na śmiech - powiedział Justin śmiertelnie poważnie. Jego kolega, słysząc to, zdziwił się tak, że gdyby nie ściana, na pewno leżałby już na podłodze. - No co? Chyba widzisz jej reakcję. Ktoś musiał ją trafić silnym obliviate. Musi szybko porozmawiać z kimś kogo dobrze zna, bo inaczej zaklęcie może stać się nieodwracalne.
- Obliviate, obliviate... - mruczała Hermiona pod nosem -Ja wiem, ja znam to słowo...
- A widzisz ciołku, skoro je kojarzy, to na pewno jej się śni, prawda słonko?
Zanim dziewczyna zdążyła coś powiedzieć, uprzedził ją Ernest.
- A z jakiej racji ma się jej o tym śnić?
Justin na znak dezaprobaty poklepał się palcem wskazującym w czoło.
- Coś ty robił przez całą szkołę?
- Ja po prostu miałem bujne życie towa... - żachnął się Ernie, ale obserwująca dotąd Hermiona mu przerwała.
- Stop! Przestańcie się kłócić, on ma rację, chyba mi się to śni.
- No widzisz Ernie? - uśmiechnął się Justin z wyższością - Mała, a działo się może obok ciebie ostatnio coś dziwnego?
- Nie jestem mała!
- Czyli jednak Granger - mruknął Ernest zrezygnowanym tonem. - Musisz iść z nami.
- Nie znam was, a poza tym mówicie bardzo dziwne rzeczy. - sprzeciwiła się dziewczyna.
- A widzisz ciołku, skoro je kojarzy, to na pewno jej się śni, prawda słonko?
Zanim dziewczyna zdążyła coś powiedzieć, uprzedził ją Ernest.
- A z jakiej racji ma się jej o tym śnić?
Justin na znak dezaprobaty poklepał się palcem wskazującym w czoło.
- Coś ty robił przez całą szkołę?
- Ja po prostu miałem bujne życie towa... - żachnął się Ernie, ale obserwująca dotąd Hermiona mu przerwała.
- Stop! Przestańcie się kłócić, on ma rację, chyba mi się to śni.
- No widzisz Ernie? - uśmiechnął się Justin z wyższością - Mała, a działo się może obok ciebie ostatnio coś dziwnego?
- Nie jestem mała!
- Czyli jednak Granger - mruknął Ernest zrezygnowanym tonem. - Musisz iść z nami.
- Nie znam was, a poza tym mówicie bardzo dziwne rzeczy. - sprzeciwiła się dziewczyna.
- Stary, ona nie pójdzie, wyślij patronusa do Pottera - mruknął Justin, po czym przypomniał sobie, że przecież obie różdżki przepadły podczas feralnej kąpieli w pobliskim jeziorze. Cholerne druzgotki!
- Nic z tego, musimy poczekać do rana, gdzieś niedaleko powinien być punkt deportacji - stwierdził rzeczowo Ernie i wyszedł z pokoju. Zaraz za nim podążył Justin, mówiąc Hermionie, że rano wszystko jej wyjaśnią. Dziewczyna cały czas wpatrywała się w drzwi swojego pokoju. Może to żart? Może oni żartują? Ale w takim razie skąd wiedzieli jak się nazywa? Z drugiej strony obaj chłopcy wydali jej się znajomi. To nie mógł być przypadek. Kobieta opadła na miękkie poduszki w przekonaniu, że nowoprzybyli coś o niej wiedzą.
W pokoju chłopców panował istny harmider. Goście ledwo zdążyli przybyć, a pokój już zmienił się nie do poznania. Przede wszystkim, Justin i Ernest nie mieli zielonego pojęcia, jak używa się niektóre sprzęty mugoli, a do tego, ich sąsiadami byli bardzo gderliwi staruszkowie, którzy już po pierwszej minucie przyszli i oznajmili, że nie życzą sobie żadnych hałasów. Oboje zaczęli żałować, że nie zapisali się nigdy na mugoloznawstwo.
- Zepsuta! - Krzyknął Justin wychodząc z łazienki. W jego ręce spoczywała dość stara suszarka do włosów, a na ręczniku przewiązanym w biodrach, dało się zauważyć kilka małych, zwęglonych dziurek. - Włączyłem w łazience i wtedy nagle pojawiły się iskry! Przecież mogłem się żywcem spalić!
Jego przyjaciel nie zwrócił jednak na suszarkę najmniejszej uwagi, bo właśnie próbował maksymalnie się skupić i przyciągnąć do siebie kubek z pobliskiego stołu. Przedmiot lekko dygotał i co jakiś czas nieznacznie się poruszał, natomiast przylewitować do Macmillana wcale nie chciał. W końcu jednak uniósł się w powietrze o kilka cali, ale w momencie, gdy chłopak na chwilę spuścił wzrok, szklanka z hukiem spadła na ziemię, rozbijając się na milion szklanych kawałeczków. Lewitowanie bez różdżki to bardzo trudna sztuka i właśnie z tego powodu Ernest znów poczuł chęć zemsty na koledze. W końcu to jego wina, że nie ma przy sobie różdżki! Mieli też inny problem. W ich pokoju było tylko jedno łóżko. Oczywistym jest, że dwóch dorosłych mężczyzn nie będzie spać w jednym łóżku, bo jak by to wyglądało? Zaraz po wejściu do pokoju zaczęli się kłócić. W końcu ustalili, po tym jak Justin trafił w najsłabszy punkt Erniego (- Ale Ernie, chyba nie będziesz spać w mugolskim łóżku, no nie?), że to on będzie spał w łóżku. Zaczęli gadać o Granger i przypominać sobie poszczególne strony książki o deportacji, nie do końca wiedzieli jak znaleźć jej punkt, a co dopiero sprawnie się teleportować, więc bali się, że taka na przykład Hermiona może się po drodze rozszczepić. W końcu powieki zaczęły im ciążyć, po krótkim ,,Dobranoc", każdy udał się w odległą krainę snu.
W pokoju chłopców panował istny harmider. Goście ledwo zdążyli przybyć, a pokój już zmienił się nie do poznania. Przede wszystkim, Justin i Ernest nie mieli zielonego pojęcia, jak używa się niektóre sprzęty mugoli, a do tego, ich sąsiadami byli bardzo gderliwi staruszkowie, którzy już po pierwszej minucie przyszli i oznajmili, że nie życzą sobie żadnych hałasów. Oboje zaczęli żałować, że nie zapisali się nigdy na mugoloznawstwo.
- Zepsuta! - Krzyknął Justin wychodząc z łazienki. W jego ręce spoczywała dość stara suszarka do włosów, a na ręczniku przewiązanym w biodrach, dało się zauważyć kilka małych, zwęglonych dziurek. - Włączyłem w łazience i wtedy nagle pojawiły się iskry! Przecież mogłem się żywcem spalić!
Jego przyjaciel nie zwrócił jednak na suszarkę najmniejszej uwagi, bo właśnie próbował maksymalnie się skupić i przyciągnąć do siebie kubek z pobliskiego stołu. Przedmiot lekko dygotał i co jakiś czas nieznacznie się poruszał, natomiast przylewitować do Macmillana wcale nie chciał. W końcu jednak uniósł się w powietrze o kilka cali, ale w momencie, gdy chłopak na chwilę spuścił wzrok, szklanka z hukiem spadła na ziemię, rozbijając się na milion szklanych kawałeczków. Lewitowanie bez różdżki to bardzo trudna sztuka i właśnie z tego powodu Ernest znów poczuł chęć zemsty na koledze. W końcu to jego wina, że nie ma przy sobie różdżki! Mieli też inny problem. W ich pokoju było tylko jedno łóżko. Oczywistym jest, że dwóch dorosłych mężczyzn nie będzie spać w jednym łóżku, bo jak by to wyglądało? Zaraz po wejściu do pokoju zaczęli się kłócić. W końcu ustalili, po tym jak Justin trafił w najsłabszy punkt Erniego (- Ale Ernie, chyba nie będziesz spać w mugolskim łóżku, no nie?), że to on będzie spał w łóżku. Zaczęli gadać o Granger i przypominać sobie poszczególne strony książki o deportacji, nie do końca wiedzieli jak znaleźć jej punkt, a co dopiero sprawnie się teleportować, więc bali się, że taka na przykład Hermiona może się po drodze rozszczepić. W końcu powieki zaczęły im ciążyć, po krótkim ,,Dobranoc", każdy udał się w odległą krainę snu.
***
Każdy ranek w tym hotelu był dla Hermiony praktycznie taki sam. Wstawała rano, załatwiała poranną toaletę, ubierała się i rozczesywała włosy. Tym razem jednak, kiedy otworzyła oczy od razu poczuła, że dziś coś się zmieni. Szybki przeanalizowała plusy i minusy wyjścia z nieznajomymi. Są dwie opcje. Pierwsza, oni mówią prawdę i zaprowadzą ją do bliskich jej osób. Druga, to kłamcy i porywacze, wyniosą ją do lasu, zamordują i zostawią. W sumie obie opcje miały zaletę : Pierwszy raz od miesiąca z kimś porozmawia. Nie żeby się izolowała. Co to to nie, ona po prostu nie miała tu towarzystwa. Oprócz staruszki, która codziennie częstowała ją starymi herbatnikami, nikt nie zwracał na nią uwagi. ,,Jestem ofiarą losu", pomyślała. Nagle ktoś niespodziewanie zapukał do drzwi, no może nie tak niespodziewanie, bo przecież dwaj młodzi ,,dżentelmeni" już wieczorem zapowiadali swoje odwiedziny. Ernest omiótł pokój jednym spojrzeniem i zacmokał z aprobatą.
- No i patrz Justin, rok u mugoli i już uczysz się porządku.
Hermiona zarumieniła się lekko, wydawało jej się, że przy chłopcach zachowuje się sztywno i dziwnie, a wzmianka o porządku zawstydziła ją jeszcze bardziej, bo już dawno odkryła swoje zamiłowanie do perfekcji.
- Dobra, słonko - powiedział beztrosko Justin - Zbieraj manatki i wychodzimy.
Hermiona spojrzała na niego jak na idiotę.
- A śniadanie? - na jej słowa goście zrobili miny jakby nie znali takiego słowa, po czym odparli chórem:
- Nie jemy tu śniadania!
- Ale ja jestem głodna.
- Nie ma mowy!
- To niesprawiedliwe, nie będę iść taki kawał drogi na czczo.
- Nie idziemy!
- Nie idziemy?
- Nie!
- Dobra cicho, przypominacie mi Freda i... - otworzyła usta ze zdumienia, przed chwilą w głowie uformował jej się obraz dwóch rudych bliźniaków - Tak, Freda i...
- I Georga - Justin uśmiechnął się triumfalnie.
- Oh, no tak - westchnęła Hermiona - a wracając, czemu nie idziemy? Macie samochód?
- Samochód?
- No takie urządzenie, które jeździ.
- Aaa, mugolskie? - zainteresował się Ernie - ale nie jedziemy samochodem, teleportujemy się.
Na twarzy dziewczyny można było dostrzec przerażenie.
- Tele... Co?
- No wiesz, tak jest najszybciej.
- A czy to boli?
- Baaardzo - zażartował Justin, za co dostał kuksańca od kolegi.
- Stresujesz ją.
- Eh, no dobra - Justin dał za wygraną - To wcale TAK bardzo nie boli - wywarł nacisk na słowo ,,Tak'', po czym zauważył jak Ernest sztyletuje go wzrokiem. Hermiona za to była przerażona, dlaczego ona ma się teleportować? I czy to nie jest przypadkiem niebezpieczne.
- Dobra - rzekł Justin po krótkiej chwili - teraz sprawdzimy, czy zostały jej jakieś cechy gryfona.
- Już nawet wiem jak - Ernie uśmiechnął się wrednie - Co do teleportacji.. Hermiono? Chyba się nie boisz?
Dziewczyna niemal natychmiast odpowiedziała:
- Oczywiście, że nie!
- Pięć punktów dla Gryffindoru! - wyrecytowali chórem chłopcy śmiejąc się.
Hermiona była rozkojarzona. Nie wiedziała czym lub kim jest Gryffindor ani co to ma wspólnego z nią. Teleportacja... Samo słowo brzmi dziwnie. Sczerze? Bardzo się bała, ale nie chciała pokazać słabości przed młodymi mężczyznami. Tak po prostu miała i już.
- Dosyć gadania! - zarządził Ernest, wyrywając Hermionę z zamyślenia - Jesteś spakowana?
Nie, wcale nie była spakowana. Przez to całe gadanie zupełnie o tym zapomniała. Całe szczęście nie posiadała zbyt wielu rzeczy, więc po około pięciu minutach była gotowa.
- Niczego nie zapomniałaś? - dopytał Ernie - Pan - Idealny po raz piąty, kiedy schodzili ze schodów. Tym razem jednak dziewczyna zupełnie go zignorowała, jedynym znakiem na to, że go słuchała było teatralne przewrócenie oczami. Chłopak poczuł się urażony i nie odzywał się aż do momentu, gdy weszli przez drzwi prowadzące do holu. Tam powiedział smętne ,,Do widzenia" i wyszedł z budynku. Teraz pozostała już tylko najważniejsza kwestia, a mianowicie: Jak daleko stąd jest punkt deportacji. Obaj chłopcy mniej więcej wiedzieli gdzie się kierować, ale o odległości nie mieli pojęcia. Oboje wychodzili z założenia, że jeśli Granger nie da rady, to będą ją nieść na zmianę. Skierowali się na północ, bo na szczęście wiedzieli która to strona i postanowili iść prosto przed siebie. Punkty deportacji były zaznaczone bardzo niepozornie. Było tak aby każdy przechodzący obok mugol nie zobaczył niczego nadzwyczajnego. Szli stosunkowo nie długo, gdy nagle Ernie przystanął. Przypatrywał się niewielkiej brzózce rosnącej na małym wzniesieniu. Okrążył ją dookoła i zaczął odliczać od niej kroki. Gdzieś około czternastego kroku przystanął i zaczął przypatrywać się ziemi pod jego stopami. Wyglądał śmiesznie schylając się i błądząc wzrokiem po trawie. Gdy zobaczył to czego szukał, oczy mu zaświeciły. Zawołał Justina i oboje zaczęli przypatrywać się znalezisku. W końcu podeszła również i Hermiona. Wielkie było jej zdziwienia, gdy ujrzała stary kapsel z napisem ,,MM".
- To skrót od Ministerstwa Magii - wyjaśnił Justin, po czy dodał - złap mnie za rękę.
Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie i po chwili poczuła lekkie szarpnięcie, pod wpływem którego przymknęła oczy. Gdy je otworzyła znalazła się w niezwykłym miejscu. Nawet ,,niezwykłe" nie określało do końca jego wspaniałości. Jak głosił wielki szyld wiszący na estetycznie zrobionym sklepieniu, właśnie znalazła się w Ministerstwie Magii.
- No i patrz Justin, rok u mugoli i już uczysz się porządku.
Hermiona zarumieniła się lekko, wydawało jej się, że przy chłopcach zachowuje się sztywno i dziwnie, a wzmianka o porządku zawstydziła ją jeszcze bardziej, bo już dawno odkryła swoje zamiłowanie do perfekcji.
- Dobra, słonko - powiedział beztrosko Justin - Zbieraj manatki i wychodzimy.
Hermiona spojrzała na niego jak na idiotę.
- A śniadanie? - na jej słowa goście zrobili miny jakby nie znali takiego słowa, po czym odparli chórem:
- Nie jemy tu śniadania!
- Ale ja jestem głodna.
- Nie ma mowy!
- To niesprawiedliwe, nie będę iść taki kawał drogi na czczo.
- Nie idziemy!
- Nie idziemy?
- Nie!
- Dobra cicho, przypominacie mi Freda i... - otworzyła usta ze zdumienia, przed chwilą w głowie uformował jej się obraz dwóch rudych bliźniaków - Tak, Freda i...
- I Georga - Justin uśmiechnął się triumfalnie.
- Oh, no tak - westchnęła Hermiona - a wracając, czemu nie idziemy? Macie samochód?
- Samochód?
- No takie urządzenie, które jeździ.
- Aaa, mugolskie? - zainteresował się Ernie - ale nie jedziemy samochodem, teleportujemy się.
Na twarzy dziewczyny można było dostrzec przerażenie.
- Tele... Co?
- No wiesz, tak jest najszybciej.
- A czy to boli?
- Baaardzo - zażartował Justin, za co dostał kuksańca od kolegi.
- Stresujesz ją.
- Eh, no dobra - Justin dał za wygraną - To wcale TAK bardzo nie boli - wywarł nacisk na słowo ,,Tak'', po czym zauważył jak Ernest sztyletuje go wzrokiem. Hermiona za to była przerażona, dlaczego ona ma się teleportować? I czy to nie jest przypadkiem niebezpieczne.
- Dobra - rzekł Justin po krótkiej chwili - teraz sprawdzimy, czy zostały jej jakieś cechy gryfona.
- Już nawet wiem jak - Ernie uśmiechnął się wrednie - Co do teleportacji.. Hermiono? Chyba się nie boisz?
Dziewczyna niemal natychmiast odpowiedziała:
- Oczywiście, że nie!
- Pięć punktów dla Gryffindoru! - wyrecytowali chórem chłopcy śmiejąc się.
Hermiona była rozkojarzona. Nie wiedziała czym lub kim jest Gryffindor ani co to ma wspólnego z nią. Teleportacja... Samo słowo brzmi dziwnie. Sczerze? Bardzo się bała, ale nie chciała pokazać słabości przed młodymi mężczyznami. Tak po prostu miała i już.
- Dosyć gadania! - zarządził Ernest, wyrywając Hermionę z zamyślenia - Jesteś spakowana?
Nie, wcale nie była spakowana. Przez to całe gadanie zupełnie o tym zapomniała. Całe szczęście nie posiadała zbyt wielu rzeczy, więc po około pięciu minutach była gotowa.
- Niczego nie zapomniałaś? - dopytał Ernie - Pan - Idealny po raz piąty, kiedy schodzili ze schodów. Tym razem jednak dziewczyna zupełnie go zignorowała, jedynym znakiem na to, że go słuchała było teatralne przewrócenie oczami. Chłopak poczuł się urażony i nie odzywał się aż do momentu, gdy weszli przez drzwi prowadzące do holu. Tam powiedział smętne ,,Do widzenia" i wyszedł z budynku. Teraz pozostała już tylko najważniejsza kwestia, a mianowicie: Jak daleko stąd jest punkt deportacji. Obaj chłopcy mniej więcej wiedzieli gdzie się kierować, ale o odległości nie mieli pojęcia. Oboje wychodzili z założenia, że jeśli Granger nie da rady, to będą ją nieść na zmianę. Skierowali się na północ, bo na szczęście wiedzieli która to strona i postanowili iść prosto przed siebie. Punkty deportacji były zaznaczone bardzo niepozornie. Było tak aby każdy przechodzący obok mugol nie zobaczył niczego nadzwyczajnego. Szli stosunkowo nie długo, gdy nagle Ernie przystanął. Przypatrywał się niewielkiej brzózce rosnącej na małym wzniesieniu. Okrążył ją dookoła i zaczął odliczać od niej kroki. Gdzieś około czternastego kroku przystanął i zaczął przypatrywać się ziemi pod jego stopami. Wyglądał śmiesznie schylając się i błądząc wzrokiem po trawie. Gdy zobaczył to czego szukał, oczy mu zaświeciły. Zawołał Justina i oboje zaczęli przypatrywać się znalezisku. W końcu podeszła również i Hermiona. Wielkie było jej zdziwienia, gdy ujrzała stary kapsel z napisem ,,MM".
- To skrót od Ministerstwa Magii - wyjaśnił Justin, po czy dodał - złap mnie za rękę.
Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie i po chwili poczuła lekkie szarpnięcie, pod wpływem którego przymknęła oczy. Gdy je otworzyła znalazła się w niezwykłym miejscu. Nawet ,,niezwykłe" nie określało do końca jego wspaniałości. Jak głosił wielki szyld wiszący na estetycznie zrobionym sklepieniu, właśnie znalazła się w Ministerstwie Magii.
***
*verumpotum - po drobnej poprawce (dziękuję ci Kvist) ustaliłam, że jest to eliksir prawdy, który
działa tylko wtedy, kiedy jest ona słuszna i pomocna.
*verumpotum - po drobnej poprawce (dziękuję ci Kvist) ustaliłam, że jest to eliksir prawdy, który
działa tylko wtedy, kiedy jest ona słuszna i pomocna.
Nie zniechęcajcie się widząc błędy!
Witajcie! Jeśli tu trafiłeś, to bardzo Ci dziękuję za przeczytanie rozdziału.
Na razie w ogóle nie ma tu wątku Dramione, ale bądźcie cierpliwi, z czasem się pojawi :)
Cały czas szukam bety!
Nie wiem co mogę napisać... Błędy są, ale nie rzucają się w oczy. Fabuła jest ciekawa i spodobała mi się. Czekam na więcej ♡
OdpowiedzUsuńW zakładce " spamownik " możesz zostawić link do siebie:
www.crazy-in-love-dramione.blogspot.com
Pozdrawiam #Hedwiga
Ponownie brakuje akapitów, a tekst lepiej wyglądałby wyjustowany.
OdpowiedzUsuńWrzask młodej kobiety
Nie sądzę, żeby poznali po samym głosie, czy krzyczy kobieta dwudziesto- czy czterdziestoletnia.
Po kilku minutach ciszy, prawie wszyscy na nowo popadli w trans nieświadomości zagłębiając się we własne sprawy.
Zbędny przecinek po "ciszy" i brakujący przed "zagłębiając".
Spokój, niczym mgiełka przenikł przez ściany
Brak przecinka po "mgiełka", poza tym albo "przenikał", albo "przeniknął".
hotelowe usypiając znaczną część obudzonych.
Brak przecinka przed "usypiając".
Diagnoza była prosta i krótka : Amnezja.
Zbędna spacja przed wielokropkiem. Poza tym słowo "amnezja" powinno być napisane małą literą.
nie wiedziała nawet jak się nazywa.
Brak przecinka przed "jak".
Wiele razy zastanawiała się czy zawsze była sama.
Brak przecinka przed "czy".
już by szumiało
Szumiałoby.
Halloween'owe
Zbędny apostrof, poza tym powinno to być małą literą.
- Co ja zrobię? - wydała z siebie żałosny pomruk.
Do zapisywania dialogów używa się pauz (—) albo półpauz (–), ale nie dywizów (-).
- Malfoy, wiesz doskonale, że nie chcemy tego przedłużać - spokojny głos Georga Weasley'a rozniósł się po małym pomieszczeniu - po prostu powiedz nam, co z nią zrobiłeś.
Po "przedłużać" powinna stać kropka, a "spokojny" zaczynać wielką literą, gdyż nie wyraża ono mówienia. Wtedy na słowie "pomieszczeniu" kończy się zdanie i stawiasz kropkę, a "po prostu" zaczynasz wielką literą.
pokręcił przecząco głową
Jeśli kręci się głową, to zawsze przecząco (chyba że jest się z Bułgarii).
było to, że zanim go złapali miał ciekawą konfrontację ze Złotą Trójcą.
Brak przecinka po "złapali".
Wiedział co najmocniej ugodzi Wybrańca, a przy okazji też Weasley'a.
Brak przecinka po "wiedział", przy nazwisku Weasley niepotrzebny apostrof.
W zasadzie w tym momencie chciałam przerwać wypisywanie błędów, bo jak na taki krótki tekst jest ich naprawdę dużo (chwali Ci się, że jesteś tego świadoma i szukasz bety), ale w oczy wpadło mi to nieszczęsne "Quodpotum".
Ogólnie podoba mi się pomysł, że starasz uzupełnić się świat jakimiś wprowadzonymi przez siebie elementami, ale warto robić to z głową.
"Quod" nie oznacza "fakt". Jest to spójnik "ponieważ", "że" oraz "powód". Jeśli piszesz, że "jest to coś na kształt veritaserum", to warto byłoby uściślić, czym się oba eliksiry od siebie różnią.
Oprócz tego pojawiły się dwa dość poważne błędy w kanonie" Justin Finch-Fletchley pochodził z rodziny mugoli, więc na pewno nie wziąłby suszarki do włosów za jakiś "rodzaj broni" i wiedziałby, czym jest samochód. Poza tym ponownie przyczepię się do Malfoya: jego rodzina nie trafiła do Azkabanu i nie była sądzona z innymi Śmierciożercami. Więcej sensu miałaby sytuacja, gdyby faktycznie Draco zrobił coś Hermonie, został złapany przez aurorów i później przez nich przesłuchiwany, chociaż i tak nie jest to zgodne z kanonem; wiadomo przecież, że Hermiona wróciła do Hogwartu, żeby skończyć siódmy rok, ale można ostatecznie przyjąć, że gdzieś mogła się na dwa-trzy miesiące zapodziać.
Rozdział ponownie dość krótki, ale dobrym pomysłem jest wprowadzenie Erniego i Justina do fabuły. Mam nadzieję, że ich obecność w Twoim tekście nie skończy się tylko na tym, że odprowadzą Hermionę do przyjaciół, po czym znikną.
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję, jak tylko będę mieć czas wszystko poprawię :)
UsuńW końcu udało mi się przeczytać kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzytałam z zapartym tchem. Może i faktycznie są błędy, ale kto ich nie robi? Przynajmniej ja nie znam takiej osoby. Co do fabuły - cieszę się, że w końcu ktoś Hermionę znalazł, a fakt, że przypomniała sobie bliźniaków jest na plus ;]
Lecę czytać dalej.
Pozdrawiam
Arabella
wojenne-dramione.blogspot.com
I co z tego, że jeszcze nie widać Dramione? To opowiadanie i tak już trafiło w moje serce i gdy skończę wszystkie dotychczasowe rozdziały w trybie natychmiastowym dodam bloga do obserwowanych!!
OdpowiedzUsuńDraco Malfoy zawsze był taką postacią, która bardziej próbuje być zła, niż faktycznie jest. I tak właściwie to tutaj jest tak samo ;-p Po prostu jest tchórzem i gdyby to, że odnalezienie Hermiony grozi mu Azkabanem, już by ją wydał. A więc blondasek będzie bardzo zaskoczony, gdy odnajdzie się sama!
Ogólnie dodyć szybko skoro już w pierwszym rozdziale Hermiona zostaje odnaleziona. bardzo fajne jest to, że nie przez swoich przyjaciół, lecz osoby, który po prostu się przewinęły w książce :-D Bardzo to odświeżające :-D
No i tutaj jest kolejny dowód, że bliźniaków Freda i George'a po prostu nie da się zapomnieć!!!! xD
Przeskakuję do rozdziału drugiego ;-p
xoxoxox